Forum Michał Bajor - FORUM Strona Główna Michał Bajor - FORUM

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Teatr piosenki Michała Bajora - felieton Marty Jachnik

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Michał Bajor - FORUM Strona Główna -> Ja mam spokój, mnie nie śledzi żaden widz / Prasa
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Karline
zBAJORowany


Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 3893
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 137 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: z plutona
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:02, 17 Sty 2009    Temat postu: Teatr piosenki Michała Bajora - felieton Marty Jachnik

Teatr piosenki Michała Bajora

[link widoczny dla zalogowanych]


Fenomen zjawiska, jakim jest piosenka aktorska, to w dużej mierze fenomen człowieka, konkretnego artysty. Repertuar aktorskiego recitalu powinien opierać się nie tylko na idealnym zespoleniu muzyki i tekstu, ale przede wszystkim na właściwej interpretacji tych dwóch podstawowych składników piosenki. Jak w jednym z wywiadów powiedziała Krystyna Janda: "Piosenka aktorska to dla mnie trzyminutowa rola, interpretowana dodatkowo za pomocą rytmu i nut".
Nad tym fenomenem z dziedziny sztuki popularnej wielu znawców problemu łamało sobie głowę. A jest nad czym, tym bardziej, że tradycja piosenki aktorskiej rozrosła się do przeogromnych rozmiarów. W Polsce jest jej wyrazem - Przegląd Piosenki Aktorskiej. Ten festiwal, który w tym roku obchodził jubileusz dwudziestopięciolecia, to kolejne niepowtarzalne zdarzenie kulturalne, opierające się na indywidualności twórców -jak informuje podtytuł całej imprezy - artystów piosenki. Rokrocznie na Przegląd Piosenki Aktorskiej przybywa prześwietne grono artystów uprawiających tak zwaną piosenkę artystyczną Wojciech Młynarski, Jan Wołek, Krystyna Tkacz, Magda Umer, Edyta Geppert, Jerzy Satanowski - wymieniać można długo. Jednym z niekwestionowanych mistrzów tego gatunku jest także Michał Bajor.

Artysta ten, z zawodu aktor teatralny, z wyboru aktor śpiewający (ostatnio właściwie piosenkarz), obchodził w zeszłym roku jubileusz trzydziestolecia pracy na scenie. Jak na takie wydarzenie przystało, było niemało niespodzianek: książka Patryka Grząbki Michał Bajor - moje piosenki, płyta i spektakl Za kulisami oraz recital 30/30. Bajor cały swój program jubileuszowy zaprezentował podczas szóstego dnia 25. Przeglądu Piosenki Aktorskiej - zatytułował go Wieczór z Michałem Bajorem. Były to właściwie dwa, nieco odmienne, projekty artystyczne. Część pierwsza stanowi rodzaj muzycznego monodramu, druga natomiast - recital, na który złożyły się największe przeboje artysty.
Połączenie w jedno tych różnych przedsięwzięć dało możliwość z jednej strony - zapoznania się z najważniejszym dorobkiem artysty, a z drugiej - ukazania kolejnych etapów scenicznej działalności oraz fascynacji, jakim Bajor ulegał przez te trzydzieści lat.
Recital jubileuszowy 30/30 został tak skonstruowany, aby przypomnieć widzom najwspanialsze, trwające trzy minuty, role aktora - począwszy od debiutu na festiwalu w Zielonej Górze, po Moją miłość największą (W. Korcz / W. Młynarski). Nie jest to już jednak ani tak pomyślany recital, ani takie interpretacje poszczególnych piosenek, jakie pamiętamy z najlepszego - dramatycznego - okresu działalności Bajora. Jak sam artysta mówi, nie chce się już tak mocno "spalać" na scenie; nie jest, jak kiedyś bywało, tak "nacapirzony", drapieżny i dramatyczno - rozwibrowany.
Z pewnością warto przy takiej okazji poświęcić nieco miejsca na wspomnienie, na ukazanie tego, w jaki sposób Bajor stał się symbolem rodzimej piosenki aktorskiej?
Michał Bajor, już w swych pierwszych recitalach z lat osiemdziesiątych, stworzył oryginalny teatr piosenki. Niepowtarzalność tych występów uwidaczniała się na wszystkich poziomach - od tematyki, przez muzykę, aż po - co najważniejsze - aktorską interpretację.
Budowa każdego kolejnego recitalu opierała się na swoistej dramaturgii - poszczególne piosenki to minispektakle, ale jednocześnie fragmenty większej całości, historii z prologiem, punktem kulminacyjnym i rozwiązaniem. Pod względem tematycznym owe spektakle przedstawiały przede wszystkim dramat egzystencjalny człowieka, były to songi w większości dosyć smutne, pesymistyczne. Dominował w nich nastrój gorzkiej melancholii i wadzenia się z otaczającą rzeczywistością. Wcielając się w role swoich bohaterów, Bajor opowiadał o ich tęsknotach, nadziejach, pragnieniu miłości - po prostu o ich losie. "Każda z jego piosenek staje się kolejną odmienną wystudiowaną i fascynująco zagraną rolą" - pisał wówczas Wojciech Młynarski. Można tu przywołać, dziś już legendarne, wykonania takich utworów, jak na przykład Bar Pod Zdechłym Psem " (W. Korcz / W. Broniewski), Popołudnie (W. Korcz / J. Kofta) czy Nie chcę więcej (W. Korcz / D. Rogalski). Utwory te do tego stopnia były perfekcyjnie wykonane aktorsko (jeśli aktorstwo rozumieć w kategoriach wcielania się w rolę, "przeżywania" postaci), że przez długi czas Bajora utożsamiano z ich bohaterami.
W latach osiemdziesiątych artystę inspirowała przede wszystkim klasyka gatunku - śpiewał między innymi songi Kurta Weilla i Bertolta Brechta {Mandalay, tłum. R. Stiller), Jacques'a Brela (Walc na tysiąc pas, Następny, Nie opuszczaj mnie, tłum. W. Młynarski), Charlesa Aznavoura (Ja wbity w kąt, tłum. W. Młynarski). Z niemieckiej i francuskiej tradycji wywiódł Bajor własny repertuar, charakterystyczny dla artysty do dziś; repertuar, który tworzą utwory mistrzów, takich jak: Wojciech Młynarski, Jonasz Kofta, Andrzej Ozga, Roman Kołakowski, Włodzimierz Korcz, Janusz Stokłosa. Właśnie dzięki takim piosenkom, z których każda staje się zamkniętą kreacją, Bajor stworzył swój specyficzny teatr piosenki. O charakterze tego teatru decydował także sceniczny wizerunek artysty, na który złożyły się między innymi: strój (czarny garnitur), punktowe światło, aktorska ekspresja (zwłaszcza gestykulacje i mimika) oraz drżący głos. Dochodził do tego jeszcze pewien ascetyzm muzyczny - dominacja fortepianu - oraz silne napięcie dramatyczne poszczególnych utworów. Budowa większości tekstów tych piosenek oparta jest o strukturę kompozycyjną dramatu. To starannie skonstruowane historie, z wyraźnie zarysowanym bohaterem i sytuacją w której on się znajduje. W każdej z tych opowieści, od początku zarysowuje się jakiś konflikt, czy problem często niedający się rozwiązać. Muzyka nie jest dla nich tylko tłem, ilustracją tekstu, ale swego rodzaju przekładem sensów słownych na nutowe - ze wszystkimi niuansami kompozycyjnymi. W trakcie trwania całej etiudy aktorskiej muzyka ulega przemianom w zależności od stanu bohatera, od rozwoju akcji - raz podporządkowuje się nastrojom postaci, kiedy indziej zaś staje się jego przewodnikiem. A rola aktora polega przede wszystkim na ucieleśnieniu tekstu i muzyki, na ich wygraniu. Jedną z najbardziej dramatycznych kompozycji z repertuaru Bajora jest Popołudnie - aktor do perfekcji doprowadził interpretację wokalno-aktorską Utwór duetu Korcz / Kofta już od samego początku historii o zdradzonym mężu zapowiada wstrząsające rozwiązanie. Napięcie rośnie z każdym kolejnym słowem i dźwiękiem, by zaskoczyć wyciszonym zakończeniem - "Tą kobietą byłaś ty". Wykonanie tej piosenki przez Bajora wywiera na odbiorcach większe wrażenie aniżeli niejeden spektakl dramatyczny. Nic więc dziwnego, że przy takim repertuarze, z takim wizerunkiem scenicznym, zaangażowaniem, a przede wszystkim profesjonalizmem, Bajor bardzo szybko został ogłoszony symbolem piosenki aktorskiej.
Jednak taki tytuł to nie tylko zaszczyt, to także z jednej strony - pewnego rodzaju zobowiązanie, a z drugiej -groźba stagnacji artystycznej.
O specyfice Przeglądu Piosenki Aktorskiej decydują w dużej mierze tak zwane gale, na które Bajor zapraszany był począwszy od 6. PPA w 1985 roku. Podstawową ideą tego typu koncertów - przynajmniej tych pierwszych - było zgromadzenie w jednym miejscu i o jednym czasie mistrzów gatunku, aby młodzi twórcy, stawiający dopiero pierwsze kroki na scenie piosenkowej, mogli uczyć się od najlepszych.
Od paru lat Bajor współpracuje także z młodymi muzykami - Hadrianem Filipem Tabęckim i zespołem Kameleon Sekstet. Pomoc, promocja, a przede wszystkim nauczanie - do tego między innymi zobowiązuje mistrzostwo. I kto wie, może kiedyś Michał Bajor zaszczyci swoją obecnością szacowne grono profesorów Akademii Teatralnej.
Druga strona medalu mistrzostwa jest już nieco mniej błyszcząca - perspektywa zaszufladkowania w jednej kategorii estetycznej, a to rzadko bywa twórcze. Bajorowi udało się tego uniknąć, bardzo wcześnie wprowadził do swojego repertuaru kompozycje nieco odmienne od tych typowo aktorskich, dramatycznych. Droga ku nieco lżejszej piosence zaczyna się mniej więcej od utworu Chciałbym (P Rubik / R. Kołakowski). W przypadku artysty estradowego, gdzie publiczność jest z reguły konserwatywna, istnieje dodatkowe niebezpieczeństwo, że źle przyjmowana jest zmienność artysty. Z drugiej jednak strony - i to jest paradoksalne - "publiczność nie lubi kiedy artysta nie nadąża za modą" (J. Kofta). Bajor zdawał sobie z tego doskonale sprawę i stopniowo, z pełną świadomością odchodził od swojego dawnego wizerunku.

***************

Świadomość potrzeb wprowadzenia zmian, konieczności rozwoju artystycznego, to już połowa sukcesu. I chociaż Bajor dosyć szybko zdecydował się pójść w kierunku twórczości estradowej, to jednak nie do końca wyłamał się z ram śpiewania typowo aktorskiego. W jego działalności scenicznej możemy zauważyć cały okres przygotowawczy - udział w musicalach, na przykład Evita w reżyserii Marcela Kochańczyka w Teatrze Rozrywki w Chorzowie w 1994 roku, współpraca z Teatrem Buffo (w tym spektakl Bajor w Buffo w reżyserii Janusza Józefowicza z 1994 roku) czy płyta Michał Bajor 1995. Ważne jest dobre przygotowanie do zmian zarówno siebie, jak i publiczności, tym bardziej, że w twórczości piosenkowej oryginalność i wysoki poziom artystyczny należą do rzadkości.
Owocem tej kilkuletniej pracy aktora był projekt z lat 1998-2002 - tryptyk: Uczucia, Kocham jutro, Twarze w lustrach. Na wszystkich tych trzech płytach i podczas towarzyszących im recitali artysta zagłębiał się bardziej w świat poezji i muzyki niż dramatu; przy czym udało mu się zachować swoistość i elitarność własnego repertuaru. Jedną z podstawowych cech tego tryptyku jest jego muzyczna lekkość (w pozytywnym tego słowa znaczeniu). Bajor zbliżył się w nim do, jak sam trafnie to określił, literackiego popu. Z każdą kolejną płytą instrumentów muzycznych jest coraz więcej, niezwykle bogate są też aranżacje piosenek, których dokonali od dawna współpracujący z Bajorem muzycy - Piotr Rubik i Wojciech Borkowski. Pomimo tego, że brzmienie tych płyt jest dalekie od ascezy fortepianu - tak charakterystycznego dla / piosenki aktorskiej - instrument ten nadal dominuje. Naj^k
więcej utworów, w których słychać jeszcze wpływ dawnych francuskich i niemieckich piosenek - dziś należących do klasyki gatunku, jest na płycie Uczucia, to choćby kompozycje Tabęckiego (między innymi Witraże z tekstem Krzysztofa Feusetta i Buffo do wiersza Wisławy Szymborskiej). Najbardziej rozbudowana muzycznie i bogata pod względem aranżacji jest płyta Twarze w lustrach z przewagą kompozycji Wojciecha Trzcińskiego i Piotra Rubika.
Znaczących przeobrażeń artysta dokonał także w zakresie tematyki wybranych przez siebie utworów, a tym samym w interpretacji scenicznej. Można by powiedzieć, że kiedy Bajor określał się jeszcze mianem aktora śpiewającego, tematem i wizją sceniczną utworów hołd składał Melpomenie, teraz skłania się raczej ku Kaliope i Euterpe.
Podczas recitali, w których dominuje właśnie taki literacko-popowy repertuar, aktor i jego gra stają się mniej ważne. Dlatego też bardziej pasuje tu określenie koncert niż spektakl, choć Bajor całkowicie nie zrezygnował z aktorskich środków ekspresji. Interpretacje nowych piosenek są zdecydowanie mniej dramatyczne, ale na scenie nadal widzimy artystę oświetlonego jednym strumieniem światła oraz pianistę. Kiedy Bajor opowiada nawet banalną historyjkę "dedykowaną dla dwojga", robi to z uśmiechem, finezyjnie, ot tak, dla samej opowiastki, jak w piosence Artyści i poeci (G. Turnau / M. Sosnowski) -pięknej, napisanej w iście krakowskim stylu katarynce. Bajor staje się w tym minispektaklu opowiadaczem i z niezwykłą swobodą snuj e historię o życiu ulicznych artystów. Jednak trzeba przyznać, że błahych historyjek jest na tych płytach niewiele; problem samotności, potrzeby kochania, tworzenia - to tematy, z których Bajor nie zrezygnował -przekazuje je tylko w nieco lżejszy sposób. A to, że nie skupia się już na wewnętrznych rozterkach artysty, zdradzonego czy zawiedzionego mężczyzny, pozwala mu otworzyć się na problemy innych ludzi - choćby własnych słuchaczy. Tematyka tych płyt pokazuje, że Bajor ma współczesnemu, często zabieganemu i zagubionemu człowiekowi wiele do powiedzenia. Takim przykładem może być piosenka Dokąd przed nią uciekasz (W. Trzciński / M. Czapińska). Jest to utwór wyjątkowy, niezwykły tekst o życzliwej samotności, takiej, która sprzyja zadumie i wewnętrznemu wyciszeniu.
Do cech charakterystycznych całego dorobku artysty, obok dramatyzmu, który teraz wypierany jest przez lirykę, należy też komizm. I tym razem jest on widoczny w dwojakiej formie - sytuacyjnej (Zapominam - W. Trzciński / M. Sosnowski) oraz słownej (Stonowany luz -W. Trzciński / J. Wołek). Sympatyczny śmiech, drwina, przeplatają się tu z ironią. Jest to dowcipna, choć gorzka ocena współczesnej rzeczywistości. Krytyka ta wcale nie jest tak delikatna, jak bywało kiedyś, dostrzegalne jest to zwłaszcza w piosence duetu Trzciński / Wołek, choć dystans do opowiadanej rzeczywistości wyraźnie łagodzi ostrze satyry. Nie chodzi w tej piosence o aktorskie wygranie, ale przede wszystkim o przekazanie treści. Widać, że Bajor i w takiej, Lżejszej formie ma coś ważnego do powiedzenia, zabiera głos w sprawach istotnych. To satyra na temat morderczej presji i obowiązujących konwencji. Ten muzyczny żart dopełnia zawarte w tekście drwiące przesłanie, że wypada mieć gust". Trudno o bardziej trafny i aktualny komentarz do naszych czasów, napiętnowanych powierzchownością i blichtrem" (B. Gadomski). Inny rodzaj dowcipu można zauważyć w utworze Zapominam, gdzie sens przekazywanych słów jest zdecydowanie mniej istotny niż samo odegranie. Tego typu żarty sceniczne należą już zresztą do tradycji teatru piosenki Michała Bajora (Wiesie w lesie - A. Chaczaturian / M. Sosnowski, Zocha - W. Korcz / W. Młynarski, Famme fatale - A. Chaczaturian / J. Kofta).
Trzy wspomniane płyty, a zwłaszcza towarzyszące im recitale, pokazują ewolucję artystyczną jaką aktor przeszedł od klasyka piosenki aktorskiej po piosenkarza literacko- popowego. Jeśli ktoś miał możliwość obejrzenia i wysłuchania wszystkich trzech recitali, doskonale mógł uchwycić tę różnicę. Na koncertach promujących pierwszą część tryptyku dawne, dramatyczne utwory stanowiły prawie połowę, a nowy materiał nie był jeszcze tak zdominowany przez liryczność. Natomiast przy Twarzach w lustrach starsze piosenki Bajor ograniczył tylko do trzech kompozycji: Naszych matek maleńkie mieszkanka (J. Stokłosa / W. Młynarski) Popołudnie (W. Korcz / J. Kofta) Moja droga (J. Stokłosa / W. Młynarski). Artysta nadal śpiewał z towarzyszeniem fortepianu, ale instrument ów słychać było w tle bogato zaaranżowanej płyty półplaybackowej..
Po wydaniu ostatniej części tryptyku wydawało się, że Bajor określił się w tej poetyckiej estetyce oraz nowym wizerunku scenicznym i, co ważne, został zaakceptowany przez publiczność.

***************

Przemiany, rozwój, przy jednoczesnym utrzymaniu się na wysokim poziomie artystycznym, to dobra perspektywa na przyszłość. I tak jest w istocie, chyba że ambicja i chęć podobania się publiczności poniosą za daleko. Z taką sytuacją mamy do czynienia w najnowszym projekcie Michała Bajora-Za kulisami.
Premiera tego przedsięwzięcia w reżyserii i według scenariusza Andrzeja Strzeleckiego miała miejsce 28 stycznia 2004 w Teatrze Buffo w Warszawie.
Niesmaczności w tym, jak to określili autorzy, koncercie "na głos i aktora", jest bardzo wiele - począwszy od tematu (czy raczej autotematyzmu) aż po formę. Miało być zabawnie, współcześnie i artystycznie, a wyszło nudno, snobistycznie i tandetnie.
Spektakl ten jest rodzajem ujętego w ramy farsy monodramu, w którym Bajor nie całkiem serio opowiada o swoim życiu, pracy, fascynacjach i przyjaźniach. Zaczyna się od planowanego spóźnienia artystów (obok Bajora występują także Janusz Kulik oraz wymiennie Wojciech Borkowski i Hadrian Filip Tabęcki), którzy po wejściu na scenę próbują odkryć przed publicznością powody swojej niepunktualności, i jak to w farsie bywa, nie wiadomo o co tak naprawdę chodzi. Oprócz gagów, qui pro quo i tym podobnych chwytów, typowych dla tego gatunku teatralnego, pojawia się także ton nieco poważniejszy, mniej rozrywkowy. Powoduje to jednak poważny dysonans pomiędzy formą całości a treścią poszczególnych piosenek. W farsowej konstrukcji nie powinno być miejsca na problemy egzystencjalne i liryczną zadumę. Spektakl ten, poprzez opowiadanie o rozliczonych podatkach i nie do końca rozliczonym życiu, w jakimś stopniu ma doprowadzić do odmitologizowania fascynującej egzystencji artystów. Autorom Za kulisami chodziło o pokazanie codziennych zmagań artysty - zwykłego człowieka. Problem polega jednak na tym, że owa zwykłość przerodziła się w banał. Narracja koncertu na głos i aktora" utrzymana jest, niestety, na poziomie szkolnych przedstawień (i nie chodzi tu o spektakle szkół teatralnych). W spektaklu "głosowo" biorą także udział między innymi Krystyna Janda, Piotr Bajor, Marcin Sosnowski. Właśnie! - głosy - trudno oprzeć się wrażeniu, że telefon komórkowy odgrywa w tym spektaklu rolę główną. Bajor to próbuje złapać zasięg, to dodzwonić się do kogoś, to znów ktoś do niego; rozmawia i śpiewa do telefonu, przez telefon udziela wywiadu itp. Po spektaklu pozostaje w uszach dźwięk prostej melodyjki z "komórki", a nie piosenki. W przypadku samych piosenek i formy przedstawienia także dochodzi do pewnego dysonansu. Wiadomo, że farsa jest z jednej strony - bardzo trudnym gatunkiem teatralnym, zarówno do skonstruowania, jak i do zagrania, a z drugiej strony - najbanalniej-szym, gdyż posługuje się zgranymi i stereotypowymi chwytami; i jednocześnie służy czystej rozrywce. Strzelecki i Bajor umieszczają natomiast w tej niskiej formie teatralne ikony kultury wysokiej, erudycyjnej, na przykład Hamletowskie "być albo nie być", symbole mitologiczne czy fragment dzieła Ludwiga van Beethovena (Symphony No. 5 in C minor Op. 69). W rzeczywistości wywołuje to zgrzyt estetyczny. Podobny efekt daje dobór tekstów -pojawienie się w jednym spektaklu obok być albo nie być", banalnego utworku Kasa, kasa, kasa, z częstochowskimi rymami typu kasa-pasa, wczasach-czasach. Chociaż więc i tym razem dla Bajora pisali najlepsi: Młynarski, Sosnowski, Borkowski, Trzciński, o wielkich walorach estetycznych tego spektaklu mówić nie można.
Proste rozwiązania widoczne są także w scenografii -kilka krzeseł, parawany, oczywiście telefon i fortepian. Tylko tyle rekwizytów, ile akurat potrzeba, ile wymaga dana anegdota bądź piosenka.
Co do gry aktorskiej i ucieleśniania piosenkowych bohaterów Bajorowi nie można nic zarzucić, był i pozostanie perfekcjonistą. Gorzej jest natomiast w przypadku ról muzyków. Obaj panowie grają nadzwyczajnie, ale na własnych instrumentach - muzyk niech pozostanie muzykiem...
Przez cały czas trwania spektaklu (a nie było łatwo wytrwać do końca, pomógł mi w tym ogromny szacunek dla Michała Bajora i jego działalności artystycznej) miałam wrażenie, że całe to przedsięwzięcie jest próbą zadowolenia wszystkich - z osobą Bajora na czele. Aktor próbował dogodzić zarówno nowej publiczności, kontynuując estetykę z trzech poprzednich płyt, jak i starej -zamykając ten mniej aktorski repertuar w ramy spektaklu. A całość, skrajnie autotematyczna, przyjemnie łechce samego zainteresowanego.
Braku profesjonalizmu, talentu Bajorowi odmówić nie można - był, jest i będzie mistrzem piosenki aktorskiej. Przede wszystkim dlatego, że jego fenomen leży w nim samym, w jego osobowości scenicznej, bez względu na repertuar. Ale na koniec warto przytoczyć słowa innego, cytowanego już mistrza piosenki - Jonasza Kofty: "Artysta musi się podobać, ale na pewno nie wszystkim na raz, nie w każdych okolicznościach. Nie z każdego grzechu popełnionego na estradzie leczą gromkie brawa".

Post Scriptum: Biografia w piosenkach

Przy okazji jubileuszu Michała Bajora została wydana książka Patryka Grząbki zatytułowana Moje piosenki. Michał Bajor1. Pozycja ta jest pierwszym tego typu wydawnictwem poświęconym w całości temu znakomitemu aktorowi. Moich piosenek nie można jednak zaliczyć do typowych biografii, książka ta ma bardziej charakter wspomnieniowo-jubileuszowy. Grząbce nie chodzi o ustalenie chronologii wydarzeń z życia artysty, lecz o pokazanie osobowości, zaprezentowanie Bajora jako wielkiej indywidualności polskiej sceny.
Jak na rocznicowe wydawnictwo przystało pozycja Grząbki jest interesująco wydana. Czarna, twarda oprawa, na okładce fotografia wykonana zgodnie z regułami tradycyjnych teatralnych konwencji; tekst i zdjęcia utrzymane w kolorze brązowym i sepii.
Autor podzielił książkę na kilka zasadniczych części. We wstępie także sam bohater dodał kilka słów od siebie - podziękowanie i dedykację: "...moim bliskim, a więc także mojej publiczności". W ramach krótkiego wprowadzenia wypowiedział się również Wojciech Młynarski -oczywiście w formie tekstu piosenki. Poszczególne rozdziały (Początek drogi, Moja droga, Są ludzie), ujęte w zróżnicowanej formie, prezentują kolejne etapy scenicznej działalności artysty. Jednak tylko pierwsza część napisana została przez Grząbkę. Drugi, zasadniczy rozdział, to rozmowa - wywiad-rzeka - która ma na celu przybliżenie czytelnikowi artysty oraz przypomnienie najważniejszego dorobku - teatralnego, filmowego i oczywiście piosenkowego. Tej ostatniej z ról, jak sugeruje tytuł książki, autor przypisuje największe znacznie. Zgodne jest to zresztą z hierarchią samego Bajora, dla którego piosenka stała się najważniejszą dziedziną twórczości. Większość pytań zadawanych Bajorowi przez Grząbkę dotyczy zatem piosenek, recitali oraz wszystkiego, co wiąże się ze scenicznymi występami (podróże, współpraca z innymi artystami, publiczność). Muzycznym miniaturom aktorskim oraz życiu artystycznemu poświęcona jest także większość anegdot, historyjek i opowiastek, którymi poprzeplatano całą książkę. Aktora ukazano zatem z trzech perspektyw, z trzech różnych (?) punktów widzenia. Jaki więc wyłania się wizerunek Bajora z tej biograficznej opowieści? Wydaje się, że dosyć jednostronny, a do tego nieco przesadzony. Jest to obraz przede wszystkim Artysty dla którego scena stała się domem, sztuka chlebem, a oklaski winem życia". Już po tych słowach ze wstępu Grząbki można się zorientować, że biografia będzie przejaskrawiona - z każdym kolejnym rozdziałem ten afektywny ton przybiera na sile (trzylatek - gawędziarz i dusza towarzystwa...). Autor Moich piosenek maluje hagiograficzny portret Bajora, z którego przebija megalomania, próżność i pewność siebie. Przesadę znać także w nadmiernym kłanianiu się publiczności. Artystę podziwia się i szanuje za jego talent, a nie kokieterię.
Zabrakło w tej książce może nie tyle oceny krytycznej (wyczucia sceny i znajomości warsztatu wokalno - aktorskiego Bajorowi odmówić nie można, jego teatr piosenki to już klasyka), co choćby zdystansowania. Autor biografii aż nadto ujawnia swoje uwielbienie dla osoby i twórczości artysty. Pomija także negatywne oceny i zdania na jego temat, a przecież takich przez te trzydzieści lat nie brakowało. Nie chodzi tu wcale o przytaczanie złośliwych i nieprzychylnych Bajorowi krytyków, ale o próbę w miarę możliwości obiektywnego spojrzenia na tę, jakby nie patrzeć, ciekawą osobowość i naprawdę utalentowanego aktora i piosenkarza. Opinie, które przytacza Grząbka, są nazbyt jednolite - wszystkie nadzwyczaj pochlebne.
nieobiektywny obraz człowieka. Po przeczytaniu tej książki chciałoby się raczej powiedzieć, że mamy do czynienia z kolejną rolą Bajora. Patrząc z takiej perspektywy, można dostrzec w tej kreacji artysty pewną konsekwencję - motywem przewodnim są zdjęcia, ilustrujące kolejne etapy wcielania się w rolę... arlekina. Ten aktorski wydźwięk podkreślony został dodatkowo poprzez motta kolejnych rozdziałów, pochodzące z piosenkowego repertuaru Bajora (Podeptane kwiaty - sł. W. Kejne, Moja droga - sł. A. Ozga, Artysty smutny walc - sł. W. Młynarski, Edith -sł. pol. A. Ozga).
Ponieważ jednym z podstawowych zamierzeń Grząbki było zaprezentowanie Bajora jako piosenkarza, do książki dołączono także nuty, teksty piosenek oraz dwie płyty z największymi przebojami artysty. Pomysł z udostępnieniem czytelnikom zapisu nutowego wydaje się bardzo trafny i majak podkreśla autor, wymiar praktyczny: Nuty i teksty piosenek, które znalazły się w tej książce, mają wielki walor użytkowy. Marzenie o tym, by śpiewać jak Michał Bajoro jest w zasięgu ręki - wystarczy zasiąść do fortepianu i zmierzyć się z tymi utworami". Adepci sztuki piosenki - dzięki wokalno-aktorskim miniaturom Bajora - mogą się sporo nauczyć. Szkoda jednak, że w wywiadzie nie pada ani jedno pytanie dotyczące warsztatu. Nie mam na myśli podręcznikowego wykładu, ale pewne praktyczne i techniczne uwagi, które mogłyby stać się źródłem inspiracji. Drugim walorem tego wydawnictwa są także płyty z trzydziestoma sześcioma najważniejszymi utworami z dorobku artysty. Wyboru dokonał Bajor, kierując się, co zrozumiałe, własnymi kryteriami: Dwie trzecie piosenek, które znalazły się w tym wydawnictwie, sam kocham najbardziej. Pozostała jedna trzecia jest ukłonem w stronę kogoś, czegoś, jakiegoś sentymentu czy sytuacji". Najważniejsze w przypadku tych płyt jest jednak to, że stanowią one przekrój kompozycji śpiewanych przez te trzydzieści lat, od Ogrzej mnie (W. Korcz / W. Młynarski), do Po każdej nocy wstaje dzień (H. F. Tabęcki / M. Sosnowski). Ponieważ Bajor nie nagrywał tych piosenek na nowo, specjalnie na potrzeby tego jubileuszowego wydawnictwa, wiele z nich ma charakter archiwalny, zwłaszcza starsze utwory, jak na przykład Błędny rycerz (W. Korcz / W. Młynarski), pochodzący z pierwszej płyty Michał Bajor live z 1987 roku. Każda z piosenek jest dokładnie opisana, z podaniem źródła, z jakiego pochodzi. Jako ciekawostki dodane zostały także anegdoty o genezach tych utworów bądź też historie z życia Bajora, które się z nimi wiążą.
Pomimo tego, że książka Grząbki ma małą wartość biograficzną a obraz artysty jest jednostronny, nieobiektywny i mocno przesadzony, wierni fani Bajora nie powinni poczuć się zawiedzeni. Tym bardziej, że wiele tu ploteczek oraz atrakcyjnych zdjęć z prywatnego zbioru artysty. No i oczywiście samo wydanie - bardzo interesujące i ciekawe pod względem estetycznym.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Michał Bajor - FORUM Strona Główna -> Ja mam spokój, mnie nie śledzi żaden widz / Prasa Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin